0.   STANISŁAW GROCHOWIAK, Rozmowa o poezji
1.   "CZEGO NIE ZNAJDZIESZ W SERCU
       NIE ZNAJDZIESZ W DALEKIEJ PODRÓŻY."

2.   BO WSZYSTKO JUŻ SIĘ STAŁO
3.   "TEN TYLKO KTO SIĘ ZMIENIA, JEST MI POKREWNĄ DUSZĄ."
4.   DROGA DO WŁASNEGO TOMIKU.
5.   "ZIELONE OCZY MA I NIE MA DRUGIEJ STRONY"
6.   O SZACUNKU, GŁÓWNIE DO LITERATURY.
7.   "DZIAŁAĆ JAK DŁUGO DZIEŃ TRWA"


do góry
STANISŁAW GROCHOWIAK

Rozmowa o poezji

D z i e w c z y n a:
Czy pan ją widzi? Czy ona się śni?
Czy też nadbiega - nagła jak z pagórka?

P o e t a:
Ona wynika z brodawek ogórka...

D z i e w c z y n a:
Pan kpi.
Pan ją jedwabnie - pan ją jak motyla
Po takich złotych i okrągłych lasach...
To jest jak z Dafnis bardzo czuła chwila...

P o e t a:
Owszem. Jak ostro
Całowany tasak.

D z i e w c z y n a:
Rozumiem pana. Z wierzchu ta ironia,
A spodem czułość podpełza ku sercu...

P o e t a:
Dlaczego z pani jest taka piwonia,
Co chce zawzięcie być butelką perfum?...
do góry

1. "CZEGO NIE ZNAJDZIESZ W SERCU
NIE ZNAJDZIESZ W DALEKIEJ PODRÓŻY."

Wszystko, czego próbujesz doszukać się w konkretnym wierszu -- tam JEST. Poezja pozwala rozwinąć skrzydła wyobraźni. Cokolwiek odczytasz, cokolwiek zobaczysz, jest istotą i sensem dla piszącego. Czuję się pokonana wtedy, gdy utwór trafia w próżnię, kiedy pozostaje niezrozumiały. Tak naprawdę wystarczyłby mi jeden czytelnik, który zechciałby przeczytać ...i próbował zrozumieć.
Może właśnie tego pragnął Djonizjos zapraszając Filoksenosa do słuchania swoich wierszy?
Historię tę tak opisywał Sobajos - grecki antologista:
"Kiedy Filoksenos szydził z wierszy (tyrana Syrakuz) Djonizjosa, rozgniewany władca zesłał go do kamieniołomów. Po jakimś czasie wezwał go z powrotem i znowu zaczął mu odczytywać swoje poematy. Posłuchawszy przez chwilę, Filoksenos wstał i zwrócił się do wyjścia, a kiedy Djonizjos zapytał go dokąd idzie, odpowiedział: "Z powrotem do kamieniołomów." Zakończenie tej historii nie jest znane. Nie jest też zresztą nigdzie powiedziane, że Djonizjos był złym poetą, równie dobrze możemy wyrazić przypuszczenie, że to Filoksenos nie znał się na poezji. Kto lubi odnaleźć w swoim gościu szydercę własnych poematów i być zmuszonym do zesłania go do kamieniołomów?" :-))
do góry

2. BO WSZYSTKO JUŻ SIĘ STAŁO

"Poezja to taka spokojna woda dla tych, którzy nie potrafią utrzymać się w wartkim nurcie rzeki". Ten cytat usłyszałam kilkanaście lat temu na jednym ze spotkań grupy literackiej, której byłam uczestnikiem. Zrozumiałam wtedy, że to jest pierwszy powód dla którego piszę wiersze. A kolejne? Piszę, bo chcę, bo muszę, bo potrafię.:-) Bo tak być musiało? Pierwszy wiersz napisałam z potrzeby serca, jeszcze w szkole podstawowej. A potem już nie mogłam przestać;-). Oczywiście zdarzały się czasem trochę dłuższe lub krótsze przerwy, ale powracałam jak uczeń z wagarów na lekcje pokory. Całe nasze życie jest niekłamanym symbolem przeszłości. Bo wszystko już się stało... Czasami wiersz, jest jak suchar chleba, trzeba go żuć bardzo długo, aby poznać prawdziwy smak? Żeby te suchary były mi potrzebne, muszę zaplanować i odbyć podróż. A jeśli w końcu się okaże, że w zasięgu ręki jest o wiele więcej, całkiem dobrych smakołyków? Trudność w rozwiązywaniu problemu świadomego umysłu odzwierciedla przede wszystkim naszą niewiedzę, która ogranicza wyobraźnię i ma dziwną zdolność czynienia możliwego niemożliwym. Zarówno mózg, jak i umysł nie są monolitami: mają złożoną wielopoziomową strukturę, a najwyższe z tych poziomów tworzą instrumenty pozwalające na obserwację pozostałych. Można założyć, że za 50 lat wiedza na temat stanowiących podstawę świadomości zjawisk biologicznych będzie wystarczająca, by wyprzeć tradycyjne podziały: ciało-mózg, ciało-umysł i mózg-umysł. Umysł przetrwa wyjaśnienie swej istoty, podobnie jak zapach róży - choć poznano jego strukturę molekularną, jest wciąż tak samo słodki:-)
do góry

3. "TEN TYLKO KTO SIĘ ZMIENIA, JEST MI POKREWNĄ DUSZĄ." (*)

Wątpliwe wprawdzie, czy nasz wczorajszy tak "pewny osąd" jest ostateczny i słuszny, skoro i ta kwestia jest związana z poglądami epoki. Jak uczy doświadczenie, potomni wydają sprawiedliwszy sąd niż współcześni, którym brakuje koniecznego dystansu do spojrzenia z perspektywy. W świetle powyższego staje się jasne, jakie rezerwy powinna zawierać teoria, która nie chce się stać błędną nauką. Gdyż mimo wszelkich dążeń do prawdy i obiektywizmu, mimo wszelkich starań o krytyczną weryfikację preferowanych koncepcji i poważne traktowanie nasuwających się wątpliwości, każda teoria pozostaje subiektywna, związana ze swym czasem i środowiskiem. Niebezpieczeństwu przekształcenia teorii w błędną naukę można zapobiec, jeśli sama teoria nie pozostawia wątpliwości co do tego, że nie jest niczym ostatecznym, ale że spełnia służebną rolę w stosunku do tego co żywe, co powstaje i rozwija się, i że również podlega rozwojowi. Kształtuje to w adeptach teorii postawę, którą miał na myśli Nietzsche, mówiąc: "Ten tylko, kto się zmienia, jest mi pokrewną duszą". Kto raz uwierzył w siebie, kto zyskał orientację we wzajemnych powiązaniach sił, kolorów, wymiarów, kto potrafi analizować krytycznie kształt i zmieniać go w swoim umyśle, ten jest na jedynie słusznej drodze do największej radości życia, jaką daje tylko czynna twórczość. Taka postawa życiowa powinna dopomóc znaleźć tę drogę i wyzwolić się od wszelkich teorii, w ostatecznym rezultacie doprowadzić do twórczości własnej. Ma ona być pomocą na starcie do biegu; potem jednak biec musi każdy sam".

* prolegomena - encyklopedia architekta - autor: Ernest Neufert
do góry

4. DROGA DO WŁASNEGO TOMIKU. (*)

"Ja jako były wydawca, nie wszczynając dyskusji powiem, że to wszystko przez tych panie kapitalistów ;-) Jeszcze piętnaście lat temu do własnego tomiku wiodła droga długa i kręta (czasem pokrętna). Tym młodszym dla przypomnienia: udział w konkursach zakończony wyróżnieniem, debiut na łamach gazet, a sam tomik potrzebował do szczęścia dwóch lub trzech pozytywnych recenzji (krytyków najczęściej wskazywało wydawnictwo). Na druk czekało się latami (a to długa kolejka, a to brak papieru, a to brak mocy przerobowych ;-)) Już wtedy wydawanie poezji było nieopłacalne, ale plan wydawniczy musiał obejmować takie deficytowe pozycje: no bo: wicie rozumicie kultura dla narodu musi być. W każdym razie jak człowiek dostał z wydawnictwa tzw. szczotkę to mu się nogi uginały z podniecenia, a jak przyszły pocztą egzemplarze autorskie (wszystkie pięć) to mu się ręce trzęsły z dumy i radości. No i było to wydarzenie. A teraz? Autor bierze kilka stówek z konta, idzie do pierwszego lepszego podwórkowego wydawnictwa, drukarni lub agencji reklamowej i za kilka dni delektuje się własnym tomikiem. Przez długi czas ziało pustką; zniknęły partyjne "instytucje" wspierające twórców - jakie one były - czerwone czy zielone - ale były i miały kasę. Teraz powoli na szczęście odradzają się warsztaty literackie, stowarzyszenia, konkursy. Czasem jeszcze to kabareciarsko wygląda np.: "szanowni państwo sponsorem głównej nagrody w naszym konkursie literackim jest... PHU Rzeźnia nr 5 Szpana Józka Dusigrosza." Istniała kiedyś wyraźna relacja mistrz-uczeń. Nie chcę polemizować czy to było dobre czy złe, bo i tak najczęściej "mistrzowie" i "uczniowie" w koleżeńskich kółkach się zbierali, razem wiersze warsztatowo szlifowali i przynajmniej jakoś się poziom trzymał kupy. Teraz "uczniowie" jadą z grubej rury, nie wolno im zmienić przecinka, broń boże obśmiać wiersz - zachowają urazę do piątego pokolenia. I tak dalej. (...)
Tak mniej więcej to stawiałem taką tezę, że kiedyś była poprzeczka; raz wyżej zawieszona, raz niżej, ale była - nawet w odniesieniu do krytyków. Czytelnik miał dzięki temu jako taką gwarancję, że przypadkowo kupiony w księgarni tomik jest jadalny. Teraz mam wrażenie, iż niepokojąco łatwo "kupuje się" - i krytyka, i możliwość druku. Na to wszystko nakłada się sytuacja na rynku: zerowe zapotrzebowanie na poezję, więc w efekcie zerowy druk. Przychodzi poeta do wydawnictwa i słyszy: wydrukujemy, ale jak pan wykupi cały nakład. Przedtem ryzyko sprzedania tomiku brało na siebie wydawnictwo (więc opinia krytyka na plus służyła samouspokojeniu wydawcy, że może coś się jednak sprzeda). No czasy są jakie są; chciałbym zwrócić uwagę, że w związku z powyższym poeta sam musi (wzorem gwiazd muzyki) zająć się marketingiem, kreacją własnego wizerunku, trzeba ruszyć z tomikiem w łapie w trasę spotkań autorskich itd. A ja do dziś wspominam jak byłem na spotkaniu autorskim z pewnym poetą. Ładna oprawa (mini scenografia, podkładzik muzyczny) - autor w świetle świec deklamuje swoje utwory. Sala autentycznie rozczulona, ja też wzruszony, brawa, kwiaty, gorące słowa. Na pamiątkę wieczoru nabyłem jego tomik; czytam potem w domu i w śmiech - takiej chały dawno nie wcinałem! Cóż, jak widać trzeba umieć się sprzedawać, bo sprzedać można wszystko

PS. Dla wyjaśnienia: ponieważ moje uwagi są jakie są - to wyraźnie zaznaczam, że sam trzymam się dzielnie w grupie uczniów, rok szkolny się skończył, a promocji jak nie miałem tak nie mam ;-((( uprzejmie proszę nic mi nie imputować, ani amputować też. Jedynie słuszna polityka odgrywała niebagatelną rolę, ale w tym przypadku miałem na myśli ruch literacki amatorski. Większość ludzi, niezależnie od przekonań politycznych, bywała i korzystała z funduszy organizacji mających w nazwie robotniczy czy ludowy -- po prostu innych nie było. To co wychodziło w tak zwanym drugim obiegu to margines, a wiersze tam prezentowane częstokroć bardzo raziły antykomunistycznym zaangażowaniem. (...)

* Fragm. wypowiedzi Andrzeja Szczepańskiego vel Szczepana z wątku: "proszę, oceńcie to".
do góry

5. "ZIELONE OCZY MA I NIE MA DRUGIEJ STRONY" (*)

Chodzi za mną ten fragment... Czy oczy mają drugą stronę? A jeśli tak, to patrzą do środka, do wewnątrz siebie? Czy druga strona nie dotyczy oczu, więc czego? Strona, ma tyle znaczeń, poczynając od kartek książki, aż po strony ojczyste. I jak rozwikłać zagadkę, gdy jestem ślepcem. Brakuje mi czasu na analizowanie każdego słowa, na wiązanie porwanych niteczek, chciało by się -- po prostej, bo labirynty może i ciekawsze, ale zawsze można zabłądzić i kluczyć. Czy wystarczy tylko intuicja, czucie, dotyk? Najczęściej jest tak, że nie możemy zapytać autora, "co chciał przez to powiedzieć", więc "czytacz" jest zdany na własną wyobraźnię. Jeżeli narysowany obraz jest na tyle czysty, aby zobaczył to samo co chciał autor, to bardzo dobrze, jeżeli jednak jest inaczej, czasami "czytacz" odchodzi z niesmakiem. Nie każdy człowiek chce być odkrywcą;-) Ważne tylko to, czy po przeczytaniu raz, zechce przeczytać kolejny. Okazuje się, że w internecie są setki wierszy (znanych i nieznanych), więc jak w tym tyglu znaleźć coś naprawdę wartościowego? Przecież to czysty przypadek, aby trafić na Kogoś bardzo uważnie i wnikliwie czytającego. A nie samą poezją człowiek żyje:-) Całe życie uczymy się żyć, tworzyć. Poszukiwanie Poezji w poezji nie jest czymś wyjątkowym. Ceną za indywidualizm i niezależność jest odosobnienie i poczucie samotności, a szukanie nowych form, często spotyka się z niezrozumieniem.

* Tytuł z wiersza Jacka Filipowicza (wilczysko), oraz. fragm. e-rozmowy.
do góry

6. O SZACUNKU, GŁÓWNIE DO LITERATURY. (*)

H.B. Wolę szacunek do człowieka, literatura to wytwór jego umysłu i w odbiorze czytelnika ma własne życie. Wybroni się sama.

D.B. "To odwieczny spór tego miejsca, a i ogólnoświatowy dylemat. Jak dalece należy rozumieć dzieło poprzez jego twórcę?. Jeśli bowiem dzieło a twórca to dwie różne sprawy, wobec tego nie masz racji, bo nie o poetów chodzi w tym miejscu, a o poezje - jak zresztą sama nazwa grupy wskazuje. Osobiście przychylam się do takiego widzenia problemu, więc większość mojej ironii czy pogardy przy ocenianiu wiersza skierowana jest przeciw niemu, nie zaś jego autorowi. Jednak... No właśnie. Dla autora to nie jest takie proste. Utożsamia się ze swoim utworem i ciężko mu go oddzielić od siebie, choć powinien. Atak na wiersz traktuje personalnie. Oburza się i zaślepia go urażona duma. Może jednak ma racje? Może nie da się oddzielić poezji od poety? Może słusznie przedkładasz szacunek do człowieka nad szacunek do jego dzieła? Tylko wówczas wiersz przeczytany bez wiedzy kto jest jego autorem nie powinien nas wzruszać, nie powinien zapadać się w nas głęboko. A przecież tak się dzieje. Cóż... jak pisałem, odwieczny dylemat".

* Fragment e-rozmowy z Dariuszem Bilskim.
do góry

7. "DZIAŁAĆ JAK DŁUGO DZIEŃ TRWA"

        "Po snu odwrotnej stronie jest świat... tak prawdziwy
        że aby dotknąć prawdy wystarczy oddychać
        mówią o nim - "ten świat" a który właściwy
        rozstrzyga ciepło pulsu i to gdzie serce słychać"
                                                        Stanisław Kutera

Śmierć nie jest ani dobrem ani złem. Przywraca nam stan spokoju, w którym trwaliśmy przed naszym urodzeniem. To tylko może być dobrem lub złem, co jest czymś istniejącym. Nie może być nieszczęśliwy ten kto nie istnieje. "I nie ma tam dostępu już więcej ni lęk przed ubóstwem, ni troska o bogactwo, ni bodźce zmysłowej żądzy. Nie trawi go zazdrość z powodu cudzego nieszczęścia. Żadne obelgi nie obrażają jego uszu. Wreszcie zatrzymał się w miejscu, skąd go nic nie wypędzi, gdzie go nic nie przerazi" - pisał Seneka "Na czymże śmiertelniku tak wielce ci zależy, iż zbyt popuszczasz wodze rozpaczliwym żalom - wołał Lukrecjusz. Czegóż tak jęczysz nad swoją śmiercią i szlochasz? Wszak jeśli miłe było ci życie spędzone dotychczas i jeśli wszystkie jego dary nie przeciekły i nie poszły na marne, jakby były nagromadzone w dziurawym naczyniu, to czemuż nie odchodzisz jak syty biesiadnik, czemuż nie idziesz spokojnie, o głupcze, na błogi spoczynek? Jeśli zaś wszystko, czego użyłeś, sczezło daremnie i życie ci zbrzydło, to dlaczego chcesz jeszcze jakiegoś dodatku, co by znowu miał nędznie przepaść i zmarnieć niewdzięcznie?" "Nie mogę śmierci tak jak słońcu patrzeć prosto w oczy" - powiedział La Rochefoucauld. Wizja przyszłego fizycznego unicestwienia staje się źródłem melancholii i pesymizmu przejawiającego się w poglądach moralnych, postawie i działalności ludzkiej. Wydaje się, że sofizmat Epikura cechuje odyseuszowska przebiegłość, której celem jest unikniecie, jeśli nie śmierci, to przynajmniej obsesyjnej myśli o niej. Z codziennej obserwacji wiadomo, że nawet dla tych ludzi, którzy pojmują śmierć jako zjawisko naturalne, wynikające z istoty organizmu, widmo fizycznej zagłady było zawsze ciężkim bolesnym zjawiskiem. Mimo swej naturalności śmierć zawsze pozostanie sprzeczna z wrodzonym pędem do życia. Dlatego też traktowana jest powszechnie jako największe zło fizyczne. A przecież myśl o śmierci nie może nam zasłonić radości. Tak przedstawił ją malarz Arnold Bocklin. Stoi on z pędzlem i paletą w ręku przed sztalugami, i pracuje przy swoim warsztacie. Za nim stoi śmierć i wygrywa na skrzypcach cichą melodię. Malarz bez przerażenia odwraca się do przybysza i wsłuchuje w melodię śmierci, która ma jakoby jego sztukę i życie pogłębić. Sens naszego istnienia na tle oczekującej w cieniu śmierci nabiera powagi, głębi i piękna. F. Schiller powiedział: "Coś, co jest tak powszechne jak śmierć, musi być dobrodziejstwem". I tak jest w istocie.

O, gdyby w dzienniku naszego życia nie było żadnej straconej chwili, żadnej pustej, nie zapisanej kartki w myśl przekonania: "Działać, jak długo trwa dzień".
do góry